Skip to content

Postać Zygmunta Hoffmanna już po raz trzeci pojawia się podczas naszej wędrówki po arystokratycznej części Lądka-Zdroju. Zarządca kłodzki, prócz nosa do inwestycji, posiadał także cechę zwaną bogobojnością. Jak dalece był osobą wierzącą, niech świadczy fakt, że wraz z budowaniem łaźni zwanej dzisiaj „Zdrój Wojciech”, wyłożył grubszy pieniądz na kaplicę zdrojową pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny. Pamiętacie jak wyglądał zdrój lądecki w 1678 r.? W tej jego okolicy nie było nic poza łąkami, polami i nieużytkami, dlatego nie dziwota, że kaplicę zdrojową hrabia Hoffman nazwał „Na Pustkowiu”.

Położona we wschodnim narożu przepięknego „Parku Tysiąclecia” kaplica chowa się lekko swoją przyziemną częścią za „Albrechtshalle”. Nasz Hoffmann postawił ją w 1679 r., a poświęcona była rok później Najświętszej Marii Panny Na Pustkowiu. Pierwotnie skromniejsza, poszerzona została w 1690 r. o dwie boczne nawy. Jak donosi prof. Ciężkowski, hrabia budował kaplicę z myślą o stworzeniu z niej kościoła parafialnego dla jego lądeckiego „księstewka”, jednakże biskupstwo praskie nie wyraziło zgody na podział naszej parafii i kaplica do dnia dzisiejszego jest świątynią służącą głównie gościom kąpielowym.

Za chwilę wybije 16.00 i w świątyni rozpocznie się codzienna modlitwa różańcowa. Jest to jedyna codzienna możliwość odwiedzenia kaplicy, bo poza tym i niedzielnymi nabożeństwami, jej wnętrze zamknięte jest na cztery spusty. A wnętrze to warto zobaczyć choćby z uwagi na ołtarz główny z figurą Matki Boskiej z Dzieciątkiem pochodzącą z 1674 r. Dodajmy, że mamy tutaj też kilka ciekawych obrazów, które pochodzą z XVIII w., a ich autorstwo przypisywane jest mistrzowi śląskiego baroku Michaelowi Willmannowi. Wyjątkowość historyczna kaplicy „Na Pustkowiu” nie kończy się jednak na sztuce baroku. Pierwszy zegar bijący na kościelnej wieży ufundował w 1795 r., zasłużony wielce dla kurortu minister Śląska i Prus Południowych Karl Georg von Hoym. Dla nas jednak ważniejsza jest druga ciekawostka: otóż w 1697 r. zmarł nieodżałowany hrabia Johann Sigismund Hoffmann von Leuchtenstern, a jego doczesna powłoka spokój odnalazła w krypcie kaplicy „Na Pustkowiu”, dodam jeszcze, że kamienny kartusz herbowy dziadka Zygmunta zobaczyć możemy przy ołtarzu nad wejściem do zakrystii.

O, wybiła właśnie 16.00, a ponieważ jutro wyruszacie zapewne do czeskiej Pragi, gdzie śladami pana Bohumila Hrabala zajrzycie do piwiarni „U Zlateho Tigra”, więc mamy teraz jedyną okazję obejrzenia wnętrza naszej świątyni. Proszę o zachowanie spokoju i jedną zdrowaśkę za duszę pana Hrabiego, a drugą za pana Hrabala. Wchodzimy jak myszki. Teraz, albo nigdy.